Oburzeni na oburzonych. Młodzi - racjonalni Oburzeni na oburzonych. Młodzi - racjonalni
14818
BLOG

Michał Górecki: Marsz oburzonych hipsterów

Oburzeni na oburzonych. Młodzi - racjonalni Oburzeni na oburzonych. Młodzi - racjonalni Polityka Obserwuj notkę 4
Słuchałem dzisiaj w TOK FM pewnej młodej kobiety która tłumaczyła założenia mającego odbyć się jutro Marszu Oburzonych. Nie wnikam w same idee marszu – młodzi ludzie mają prawo do młodzieńczych zrywów, chcą naprawiać świat i wierzą że im to się uda. Mają w końcu jeszcze mnóstwo czasu żeby tym się zajmować, potem proza życia ten czas po prostu nam zabiera. Ale słuchałem jej, słuchałem i resztki włosów na głowie mi się zjeżyły. Bo większych bzdur dawno nie słyszałem.
 
W sumie to nie pierwszy sygnał niezadowolonej młodzieży. Zdania takie przewijają się przez fora internetowe i inne miejsca. Są to najczęściej ludzie którzy są na ostatnich latach studiów lub właśnie je skończyli, czasem ludzie którzy dobijają trzydziestki i powoli zaczynają rozmyślać o opuszczeniu domu rodzinnego. I… o zgrozo. Życie nie wita ich z otwartymi rękoma! Praca nie przychodzi do nich sama! I co najgorsze, jest zupełnie inaczej niż w filmach. Przecież tam dwudziestoparolatkowie jeżdżą wspaniałymi samochodami i mieszkają w loftach. What happened?
 
A no to happened, że RUSZ DUPĘ. Nie mogę zdzierżyć tego cholernego socjalizmu rodzącego się z lenistwa i postawy roszczeniowej. Ludzie opuszczają liceum i wybierają jakiś “cool & hip kierunek” kierując się wygodą łóżek w akademiku lub odległością od uczelni do najbliższego klubu albo monopolowego. A potem wielkie zdziwienie – jak to, nie mam pracy po kulturoznawstwie? Po historii? Po filozofii? Po zarządzaniu robionym na Wyższej Szkole Prania Srania i Wywożenia Liści?(Uwaga – nie mam nic do absolwentów tych skądinąd sympatycznych kierunków, chodzi mi o to że w przeciwieństwie do choćby medycyny kierunki te nie dają pracy same z siebie – zazwyczaj).
 
Co więcej, to “nie mam pracy” też jest dość symptomatyczne. A szukałeś, czy wołałeś “praca, praca, cip cip!”, hm? Jakże często spotykam dziś dość “nowoczesne” poszukiwanie pracy w postaci stworzenia eventu na Facebooku i zaproszenia do niego znajomych. Do czego mnie zapraszasz do cholery? Do tego abym za ciebie szukał pracy? A jakiś konkret? Stworzyłeś CV, wysłałeś je do iluś firm? Ilu? Zrobiłeś coś jeszcze? Czy może czekasz aż Zuckerberg przeczyta ogłoszenie i zatrudni cię w Facebooku?
 
Żyjemy w kraju kapitalistycznym. Może często kulawo kapitalistycznym, ale całe szczęście w wielu sprawach bardziej podobnym do USA niż do niektórych zachodnich socjalizmów. Tu naprawdę da się dużo osiągnąć. Może mi łatwo mówić – jestem z Warszawy i nigdy nie przymierałem z głodu ani nie nalało mi się za kołnierz. Ale pracę znalazłem dzięki sobie, nie układom, nie znajomościom, nie pieniądzom, nie rodzicom. I to wcale nie po latach szczurzego pędu.
 
Co więcej, spora część moich znajomych, ba nawet chyba większość, to ludzie którzy przyjechali do Warszawy. I co? I też mają pracę. Ponadto mnóstwo firm w których pracują moi znajomi POSZUKUJE nowych pracowników. I naprawdę nie może ich znaleźć. I nie są to wakaty na specjalistów z zakresu fizyki termojądrowej, serio.
 
To człowiek ma się dostosować do rynku, a nie rynek do człowieka. Ja wiem, że najlepiej byłoby mieszkać ze starymi, chodzić sobie w dzień do Coffee Heaven, wieczorem do Planu B, narzekać że idzie kryzys bo możemy mieć tylko starą MP3 a nie iPoda, ale to chyba jakaś kpina. Mam straszną wiadomość do wszystkich niezadowolonych – w życiu naprawde trzeba ciężko zapierdalać! Szok, nie? I tak choć wiele rzeczy mogłoby być prostsze, a życie w Polsce przypomina czasem (jak to ujął Ziemkiewcz) pływanie w kisielu, to można zarabiać niezłe pieniądze, nie kradnąc i nie prostytuując się. Szczególnie w Warszawie.
 
Kobieta w radiu zaczęła wchodzić na wyżyny intelektualne mówiąc o tym że nadchodzi wielka rewolucja i praca nie będzie już tak ważna jak teraz. No żesz kurwa mać. A KTO BĘDZIE NA WAS PRACOWAŁ? Samo przyjdzie? Opodatkujemy tych którzy pracują, najlepiej progresywnie, po to żebyście mogli się opierdalać? Przepraszam za wulgarny język, ale gotuje się we mnie kiedy słyszę takie bzdury.
Owszem, pokolenie Y będzie zwracało uwagę na inne rzeczy – i dobrze. (Mnie też denerwują korporacyjne wywłoki spędzające w pracy czas od rana do wieczora, wyżywające się seksualnie w weekendy z przypadkowymi osobami na imprezach i odkładające decyzję o założeniu rodziny do czasu aż ich organy rodne wymagają sporego wspomagania. O korporacyjnych szczurach nawet nie wspomnę bo to zjawisko jeszcze starsze – ci całe szczęście mogą produkować dzieci dłużej, więc łapią żony 30 lat młodsze, tylko w piłkę z synem już średnio grac mogą  - ale to temat na osobną notkę )Work-life balance to bardzo ważna sprawa. Ale to naprawdę nie oznacza tego że będziemy pracować godzinę albo dwie dziennie! Skąd ma brać się produkt narodowy? Za co będziemy żyć, dodrukujemy pieniądze?
 
I na koniec – jestem w centrum. Pisałem o tym w poprzedniej notce. Nie jestem libertarianinem, nie jestem za ekonomicznym “Prawem Darwina” i za iście kalwińskim podejściem które zostawia biedotę samą sobie. Owszem, świat nie jest sprawiedliwy (O RLY?) i należy wyrównywać szanse. Ale dawajmy ludziom wędkę a nie rybę. Nie dawajmy bezrobotnym zasiłków które powodują, że nie opłaca im się szukać pracy. Pomagajmy aktywnie, dawajmy szansę dzieciakom ze wsi i małych miasteczek, z rodzin wielodzietnych.
 
Ale wiecie co… oni czasem najlepiej sobie radzą. Bo wiedzą że to ich jedyna szansa. Wiedzą co ich czeka gdy wrócą do siebie. Nic ich nie czeka. Dlatego ciężko pracują. A warszawskie bananowe dzieci wloką się od imprezy do imprezy i dumają nad tym czy w tym sezonie grzywka powinna opadać na lewo czy prawo, a okulary powinny mieć zielone czy czerwone oprawki. A potem przychodzi rzeczywistość. I uderza ich z takim impetem że tracą równowagę. DO ROBOTY!
 
 
Wyrażane poglądy w tekstach zamieszczanych na tym blogu nie są oficjalnym stanowiskiem inicjatywy „Oburzeni na oburzonych. Młodzi – racjonalni”. Mają one prowokować do dyskusji, czekamy na teksty różnych stron (teksty prosimy nadsyłać na maila).

http://www.facebook.com/oburzeninaoburzonych oburzeninaoburzonych@gmail.com Młodość to czas romantyzmu. Każdy ma tego świadomość. Jednakże romantyzm ten powinien iść w parze z fundamentalnymi zasadami racjonalności. My, ludzie młodzi, owszem, jesteśmy zaniepokojeni sytuacją w naszym kraju. W Polsce mamy do czynienia z rozwojem gospodarczym, nasze otoczenie zmienia się niemal z miesiąca na miesiąc. Ale istnieją także takiej sytuacji mankamenty, jak rosnący dług publiczny czy deficyt. Z tymi czynnikami wiąże się nasza przyszłość, albowiem to one będą wpływać na nasze życie w przyszłości. My, młodzi, chcemy żyć w państwie, które zagwarantuje nam stabilną, przewidywalną przyszłość. Bynajmniej, nie chodzi tutaj o materializm, ale o elementarne poczucie bezpieczeństwa. Nie da się tego w dzisiejszych czasach osiągnąć, nie ograniczając wydatków budżetowych. Mamy tego świadomość, bo nie jesteśmy pozbawieni racjonalizmu. Dlatego sprzeciwiamy się akcji polskich „oburzonych”, która jest niczym innym jak niemerytorycznym krzykiem. Głoszone przez polskich „oburzonych” postulaty są czystą utopią w dzisiejszym świecie, który pogrążony jest w recesji. „Oburzeni na oburzonych” nie są – w przeciwieństwie do „oburzonych”, którzy firmowani są przez Krytykę Polityczną – upolitycznieni. Chcemy szukać rozwiązań, rozmawiać, nie tylko wykrzyczeć swoje postulaty. Co najważniejsze – nie chcemy, aby reszta społeczeństwa kojarzyła ludzi młodych, racjonalnych z ruchem, który nie daje żadnych sposobów na rozwiązanie trapiących nas problemów, przez co infantylizuje i – mówiąc Gombrowiczem – upupia młodych w oczach reszty społeczeństwa.

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Polityka